Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Jeszcze więcej przemyśleń: @TomaszHondo
Amerykański indeks S&P 500 niemal powrócił do rekordowego poziomu (po czwartkowej sesji brakuje do niego 0,05 proc.).
Postanowiliśmy poszukać w danych z ostatnich dekad przypadków, które były najbardziej podobne do obecnej sytuacji pod względem zarówno tempa spadku benchmarku, jak i tempa odrobienia tych strat.
Na naszych radarach pojawiły się dwa takie przypadki - z lat 2018 oraz 1998.
Zacznijmy od tego świeższego. W końcówce 2018 S&P 500 runął w sposób bardzo podobny do tego, z czym mieliśmy do czynienia w pierwszych miesiącach bieżącego roku, po czym w bardzo podobnym tempie powrócił do szczytu. Porównanie to może być o tyle kuszące, że rok 2018 stał pod znakiem m.in. pierwszej odsłony wojen celnych prezydenta Trumpa oraz powracających obaw przed recesją/głębszym spowolnieniem (zasadniczą różnicą był natomiast kierunek zmian stóp procentowych - wtedy Fed je podnosił; teraz czeka na moment do kolejnych obniżek).
Gdyby ta analogia miała się utrzymać, S&P 500 miałby przed sobą dalszą wspinaczkę. Po dość wyboistej ścieżce, ale jednak wspinaczkę.

A drugi historyczny przypadek? Tempo i przebieg przeceny kulminującej w sierpniu 1998 było niemal idealnie zbieżne z niedawnymi wydarzeniami. Również i teraz indeks jest w podobnym punkcie, co po odbiciu z tamtego dołka. I również tutaj analogia sugeruje wzrostowy kierunek, mimo zawahań po drodze.
Co prawda okoliczności wydarzeń z 1998 roku wydają się zgoła odmienne od tych obecnych (wtedy źródłem turbulencji były rynki wschodzące - najpierw kryzys azjatycki, potem rosyjski - co poskutkowało upadkiem potężnie zalewarowanego amerykańskiego funduszu hedgingowego LTCM) ...

... ale z kolei z tym właśnie przypadkiem istnieje inny wspólny mianownik - relatywnie wysokie wyceny akcji na Wall Street. Wskaźnik ceny do prognozowanych zysków spółek z S&P 500 jest niemal idealnie dokładnie w tym samym punkcie, co wtedy! Co ciekawe, w końcówce lat 90 taki wysoki poziom wcale nie przeszkodził we wznowieniu hossy, która miała jeszcze potrwać do momentu pęknięcia tzw. bańki internetowej w 2000 roku (i dopiero później nadeszły negatywne konsekwencje zbyt wybujałych wycen).

Reasumując, z historycznego punktu widzenia powrót S&P 500 do szczytu po tąpnięciu takim jak w pierwszych miesiącach tego roku był pozytywnym sygnałem, nawet jeśli zwyżka miała być już ostatnim akcentem hossy (jak w końcówce lat 90-tych).
Dodatek
Jeśli uśrednić ścieżki z obu wspomnianych przypadków (1998 + 2018), to otrzymamy ścieżkę jeszcze lepiej skorelowaną z obecnymi wydarzeniami. Dalszy kierunek? Wzrostowy, choć z zadyszkami po drodze.

Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.
