Bądź na bieżąco! Zapisz się na NEWSLETTER
Jeszcze więcej przemyśleń: @TomaszHondo
Dziś kilka statystyczno-technicznych ciekawostek w ramach toczącej się dyskusji na temat tego, kiedy nadejdzie większa korekta spadkowa na Wall Street, gdzie od kwietnia indeks niestrudzenie kontynuuje wspinaczkę rozpoczętą w kwietniu.
Pierwsza z ciekawostek dotyczy właśnie czasu trwania tej wspinaczki. Z naszych wyliczeń wynika, że od czasu ostatniej, co najmniej 5-procentowej przeceny indeksu S&P 500 minie dziś 135 sesji. Dokładnie tyle właśnie czasu trzeba było czekać na poprzednią większą przecenę, która miała miejsce w pierwszych miesiącach roku - tamta korekta nie poprzestała na stanowiących w tych obliczeniach kryterium 5 procentach spadku, lecz niemal otarła się o granicę bessy.
Tym samym obecna zwyżka jest też jedną z najdłuższych w ostatnich czterech latach.
Kiedy jednak cofniemy się z tymi kalkulacjami jeszcze wiele lat wstecz, to okaże się, że niezmącone zwyżki potrafiły być niekiedy jeszcze dużo dłuższe. Przykładowo ta trwająca w okresie pandemicznego boomu (jesień 2020 - końcówka 2021) trwała ponad 200 sesji, czyli ok. 70 sesji (w przybliżeniu ok. 3 miesiące) dłużej niż obecnie. A rekordowo długa wspinaczka kulminująca w styczniu 2018, trwała niemal 400 sesji (!).

Skoro mowa o styczniu 2018, kiedy to skończyła się rekordowo długa niezmącona zwyżka, napędzana ówczesnymi zachwytami nad "Goldilocks" w gospodarce, to warto przejść do kolejnej ciekawostki, tym razem odnoszącej się do nastrojów rynkowych. W najnowszym badaniu nastawienia autorów tzw. newsletterów inwestycyjnych autorstwa firmy Investors Intelligence odsetek "niedźwiedzi", czyli negatywnie nastawionych doradców, spadł do 13,5 proc. - to poziom najniższy właśnie od stycznia 2018.
Niski odsetek rynkowych pesymistów nie musi oznaczać, że głębsza korekta nadejdzie z dnia na dzień, bo często formowanie szczytu to raczej proces rozłożony w czasie, a nie natychmiastowy zwrot, ale jest to kolejny dowód na to, że rynek być może stopniowo do takiej korekty będzie dojrzewał.

W te wszystkie rozważania ciekawie wpisuje się również "omen Hindenburga", o którym zrobiło się głośno w giełdowym "światku". Ten skomplikowany układ wskaźników technicznych nie zdarza się często, ale kiedy już ma miejsce, ma zwykle silnie negatywny wydźwięk, jeśli chodzi o perspektywy na kolejne miesiące. Nawet jeśli potraktujemy ten specyficzny sygnał z pewnym przymrużeniem oka ze względu na jego niezwykle skomplikowaną naturę, to bez wątpienia jest to kolejny głos w ramach wspomnianej debaty.

"Omen Hindenburga", swą nazwą nawiązujący do słynnej katastrofy sterowca w 1937 roku, to skomplikowana kombinacja okoliczności, mająca świadczyć o grożącym większym przesileniem pogarszaniu się tzw. szerokości hossy. Sygnał wstępny (zaznaczony żółtymi punktami) pojawia się, gdy jednego dnia spełnione są 4 warunki: 10-tygodniowa średnia krocząca rośnie; tzw. McClellan Oscillator jest poniżej zera; liczba nowych 52-tyg. maksimów (NH) jest nie większa niż 2-krotność liczby nowych minimów (NL); liczby NH i NL są powyżej "X" procent liczby wszystkich spółek. Ów "X" to standardowo 2,2%; zaś na wykresie pokazujemy prowadzący do większej selekcji parametr 1,8%. Czerwone punkty na wykresie to sygnał właściwy, który pojawia się, gdy 2 sygnały wstępne następują po sobie w ciągu 36 sesji.
Reasumując, w prognozowaniu korekt na rynkach akcji nigdy nie ma nic pewnego, ale stopniowo pojawia się coraz więcej oznak tego, że Wall Street być może dojrzewa do jakiejś większej przerwy we wspinaczce. Trzeba przy tym jeszcze raz podkreślić, że owe dojrzewanie to często rozłożony w czasie proces.
Tomasz Hońdo, CFA, Quercus TFI S.A.
